Jerzy Hausner: wysoka inflacja jest tolerowana, a nie powinna

Jerzy Hausner: wysoka inflacja jest tolerowana, a nie powinna
Jerzy Hausner, Fot. OEES
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
Rozmawiamy z prof. Jerzym Hausnerem podczas Europejskiego Kongresu Finansowego tuż po debacie pt "Inflacja jako zagrożenie dla rozwoju gospodarczego", w której uczestniczył wraz Janem Krzysztofem Bieleckim, prof. Markiem Belką i prof. Leszkiem Balcerowiczem.

Robert Lidke: Zdaniem Mirosława Gronickiego, którego prognozę przytoczył Pan podczas debaty, inflacja w Polsce będzie do 2023 roku powyżej górnej granicy celu inflacyjnego NBP. Co to oznacza dla gospodarki Polski, dla nas wszystkich?

Prof. Jerzy Hausner, przewodniczący Rady Programowej Open Eyes Economy Summit, Członek RPP w latach 2010-2016: Stwierdziłem, że według najnowszej prognozy Mirka Gronickiego średnioroczna inflacja konsumencka w wariancie optymistycznym wyniesie w Polsce 4,7% w tym roku, 4,7% w 2022 roku oraz 3,7% w roku 2023.

Z tym, że w wariancie optymistycznym autor tej prognozy założył stopniową modyfikację obecnej linii polityki pieniężnej NBP. W innym przypadku inflacja będzie wyższa – przynajmniej o 1 punkt procentowy w każdym roku.

Wysoka inflacja to środek, który na chwilę trochę pomaga, ale zasadniczo szkodzi i uzależnia

Już wkrótce zobaczymy dane o 6% inflacji konsumenckiej. To oznacza, że polityka Narodowego Banku Polskiego jest nie tylko nieskuteczna, ale w istocie rzeczy nie ma na celu przeciwdziałania osłabieniu wartości pieniądza, choć to ustawowy obowiązek NBP.

Inflacja jest tolerowana. Zapewne w przekonaniu, że dzięki temu mamy silniejszy wzrost gospodarczy i relatywną poprawę sytuacji budżetu państwa. Ale to rozumowanie jest niezgodne z obowiązującym prawem i ekonomicznie fałszywe.

Tak wysoka jak obecnie inflacja, która towarzyszy nam już od 6 kwartałów i będzie zapewne nam towarzyszyć przez kolejne 8-10 kwartałów negatywnie rzutuje na zachowania przedsiębiorstw i sytuację gospodarstw domowych. Utrwalające się oczekiwania inflacyjne już powodują nakręcanie spirali inflacyjnej, którą będzie trudno opanować.

Wysoka inflacja to środek, który na chwilę trochę pomaga, ale zasadniczo szkodzi i uzależnia. Uśmierza ból, ale zniechęca do leczenia.

Jeśli chodzi o gospodarstwa domowe, to trzeba zauważyć w nich grupę tych, dla których pieniądz jest środkiem zaspokajania podstawowych potrzeb. One nie uczestniczą w tej części gospodarki, w którym pieniądz jest płynnościowy i przeznaczany na oszczędności i inwestowanie w płynne aktywa finansowe. Pieniądz dla nich jest środkiem płatniczym, umożliwiającym zaspokajanie podstawowych potrzeb.

To są gospodarstwa emerytów, osób o niskich kwalifikacjach, osób bezrobotnych, które żyją ze świadczeń socjalnych. Generalnie chodzi o słabsze ekonomicznie gospodarstwa, które nie mają ani nagromadzonego bogactwa, ani oszczędności, ani nie uczestniczą w możliwości korzystania z rynku płynnościowego ‒ one będą dotknięte inflacją w dwojaki sposób.

Widać, że ich siła nabywcza słabnie ze względu na wzrost cen podstawowych artykułów. Ale będziemy też obserwowali drugie uderzenie, niezwykle ważne, które będzie szło od strony obniżenia jakości produktów i zwłaszcza podstawowych usług publicznych, co widać wyraźnie w przypadku opieki zdrowotnej.

Ci, którzy mają bufory płynnościowe, są w stanie zrekompensować trudniejszy dostęp i obniżenie jakości, zwiększonymi wydatkami. Ci, którzy nie mają dostępu do pieniądza płynnościowego, nie są w stanie tego zrekompensować.

Nie chodzi tylko o zdrowie, choć to jest najważniejsze, lecz o wszelkiego rodzaju usługi publiczne. Proszę zauważyć, ile dzieci już faktycznie wypadło z systemu oświaty, o ile jest mniej studentów. Te słabe gospodarstwa będą musiały krok po kroku z czegoś rezygnować, np. ograniczać zużycie wody, prądu czy gazu.

Sumarycznie prowadzi to do obniżenia jakości życia. Co już obrazuje skracanie się okresu jego średniego trwania.

A co z firmami, z przedsiębiorcami?

‒ Kiedy gwałtownie rośnie popyt i płynność jest zapewniona, przedsiębiorstwa będą sobie radziły, również dlatego, że wzrost kosztów łatwo przerzucą na odbiorców i konsumentów, podnosząc ceny swoich produktów i usług. Ale z wyjątkami.

Są takie przedsiębiorstwa, które mają jednolity produkt i muszą go wytwarzać w odpowiedniej ilości ‒ to np. energetyka. Te przedsiębiorstwa nie mają pola manewru, jedyne co mogą zrobić, to mogą czekać, aż będzie polityczna decyzja o podniesieniu cen, które są cenami regulowanymi.

Czym dłużej będzie utrzymywana obecna polityka gospodarcza, tym mocniej wystąpią jej negatywne następstwa

Generalnie mamy do czynienia ze postępującą desynchronizacją w gospodarce, czego jaskrawym przejawem są narastające wąskie gardła. Popyt przekracza możliwości wytwórcze. Ale mimo to większość przedsiębiorstw nie podejmuje inwestycji rozwojowych, bo obawia się pogorszenia sytuacji rynkowej.

Profesor Adam Glapiński prezes NBP mówi, że obecny wzrost inflacji jest przejściowy – czyli można przypuszczać, że inflacja sama się obniży.

‒ Nie ma czegoś takiego jak samowygasająca wysoka inflacja. Taka inflacja może wygasnąć tylko wówczas, kiedy zostaną bardzo wyraźnie obniżone oczekiwania inflacyjne, czyli wtedy, kiedy są podejmowane odpowiednie działania przez podmiot polityki pieniężnej, w naszym przypadku NBP.

Mogę sobie wyobrazić jeden scenariusz, kiedy inflacja się wypali, a mianowicie załamanie gospodarcze, głęboka recesja. W 2020 r. pierwszy lockdown wywołał szok podażowy i inflacja na moment siadła. Gdy wróciło ożywienie, natychmiast poszła w górę.

Czyli tak jak mówił prof. Marek Belka: należałoby podnieść stopy procentowe, i stworzyć opowieść, która miałaby przekonywać społeczeństwo, że inflacja będzie pod kontrolą banku centralnego?

‒ Prof. Marek Belka powiedział, że należałoby zadeklarować, że będziemy przeciwdziałać wysokiej inflacji. A w konsekwencji tej deklaracji należałoby stopniowo podejść do umiarkowanego podnoszenia stóp procentowych.

Czy to wystarczy?    

‒ Potrzebne są trzy działania. Pierwsze to plan konsolidacji finansów publicznych, oznaczający ich uporządkowanie i stopniowe ograniczenie deficytu budżetowego. Tym samym zatrzymanie narastania długu publicznego.

Drugi element to normalizacja polityki pieniężnej. A trzecia rzecz to przyjęcie w polityce gospodarczej orientacji pro-produktywnościowej, czyli podjęcie działań, które  będą zorientowane na podtrzymywanie wzrostu, bazującego na konkurencyjności, innowacyjności, produktywności, a nie tylko wzrostu ciągnięty przez stymulowaną fiskalnie konsumpcję.

Modyfikacja obecnej polityki gospodarczej jest konieczna, ale jednocześnie wątpię, czy w obecnym układzie instytucjonalnym, politycznym i personalnym możliwa

Jeśli zostawimy inflację na obecnym poziomie, to tak jak powiedziałem na przykładzie gospodarstw domowych, nawet jeśli początkowo będzie to pobudzać konsumpcję, to za chwilę doprowadzi do jej obniżenia.

Już w tej chwili widać, że dynamika sprzedaży w sierpniu została obniżona, z bardzo prostego powodu. Gospodarstwa widząc, co się dzieje z inflacją, „z drożyzną” i obawiając się, że sytuacja będzie się pogarszała zaczynają jednak myśleć bardziej o oszczędnościach.

Pierwsza faza ożywienia spowodowała odbicie konsumpcyjne, m.in. zakup dużej ilości towarów AGD. Ale w tej chwili widzimy, że ludzie jednak zaczęli myśleć o przyszłości i zaczynają w ten czy inny sposób myśleć o zabezpieczeniu, o buforze ‒ ale tylko ci, którzy mogą sobie na to pozwolić. To oznacza, że dynamika konsumpcji przy tej wysokiej inflacji będzie „siadać”.

Czym dłużej będzie utrzymywana obecna polityka gospodarcza, tym mocniej wystąpią jej negatywne następstwa. Jej modyfikacja jest konieczna, ale jednocześnie wątpię, czy w obecnym układzie instytucjonalnym, politycznym i personalnym możliwa.

Źródło: aleBank.pl