Jak inflacja zjada nasze oszczędności

Jak inflacja zjada nasze oszczędności
Bartosz Turek, główny analityk, HRE Investments. Źródło: HREI
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
Jeśli spełni się prognoza NBP, że w ciągu roku ceny w sklepach wzrosną o 2,6%, to oznacza to, że żadna lokata bankowa - nawet ta najlepsza - nie uchroni naszego kapitału przed utratą siły nabywczej, pisze Bartosz Turek, główny analityk HRE Investments.

Od kilku lat wynikająca ze wzrostu cen inflacja szybciej zjada siłę nabywczą naszych oszczędności niż banki dopisują do nich odsetki.

W zapowiedzi wywiadu z prezesem NBP, zamieszczonej na portalu Obserwator Finansowy 29 grudnia, znajdujemy sugestię, że możliwe są dalsze cięcia stóp procentowych. To znowu przełożyłoby się na cięcie oprocentowania depozytów w bankach.

Liczą się nie odsetki, a gwarancje BFG

Nie powinno ulegać wątpliwości, że dla tych z nas, którzy trzymają pieniądze w bankach, bez wątpienia kluczowy jest dziś nie poziom odsetek, ale bezpieczeństwo i gwarancje Bankowego Funduszu Gwarancyjnego.

Faktyczne wzrosty cen będą wyższe niż to czego spodziewają się dziś ekonomiści banku centralnego

Pod tym względem rok 2021 raczej nie będzie lepszy. Jeśli spełni się prognoza NBP, że w ciągu roku ceny w sklepach wzrosną o 2,6%, to oznacza to, że żadna lokata bankowa – nawet ta najlepsza – nie uchroni naszego kapitału przed utratą siły nabywczej.

Aby to się udało, niezbędny były depozyt dający około 3,2% w skali roku. Wtedy dopiero po potrąceniu podatku dostalibyśmy 2,6% odsetek. To znaczy, że nasz kapitał zachowałby siłę nabywczą pokonując wcześniej wspomnianą inflację.

Problem w tym, że tak wysoko oprocentowanych lokat nie ma w polskich bankach.

Poza tym, może się jeszcze okazać, że faktyczne wzrosty cen będą wyższe niż to czego spodziewają się dziś ekonomiści banku centralnego.

Czytaj także: Prezes NBP: w I kwartale 2021 roku możliwe jest obniżenie stóp procentowych

Nawet banki nie wierzą w lokaty?

Nie powinno więc dziwić, że coraz więcej banków próbuje nas namówić na to, abyśmy zakładając depozyt, rozważyli też inwestycję np. w obligacje, fundusze czy lokaty strukturyzowane. Wiążą się one z wyższym poziomem ryzyka, a jak wiadomo – im wyższe ryzyko, tym wyższa potencjalna stopa zwrotu.

Polacy w ciągu zaledwie 9 miesięcy wycofali z depozytów terminowych już więcej niż co czwartą złotówkę

Skoro nawet niektóre banki namawiają nas do tego, aby trzymać pieniądze już nie tylko na bezpiecznym depozycie, to i nie powinno dziwić, że z lokat odpływają pieniądze. Skala jest porażająca.

Odpływ ten szczególnie przybrał na sile przy okazji epidemii. Okazuje się od lutego do listopada (nowszych danych nie mamy) z lokat bankowych odpłynęły prawie 82 mld złotych.

To w dużym uproszczeniu oznacza, że Polacy w ciągu zaledwie 9 miesięcy wycofali z depozytów terminowych już więcej niż co czwartą złotówkę. Jedno jest pewne – trend ten będzie kontynuowany.

Czytaj także: NBP celowo podkręca inflację

Gdzie trafiają oszczędności Polaków?

Część pieniędzy wędruje na zwykłe konta oszczędnościowe, których oferta jest o tyle lepsza, że można z nich wycofać pieniądze niemal w każdej chwili bez utraty odsetek. Te są co prawda często równie marne co na lokatach, ale przynajmniej nie musimy mrozić kapitału.

Poza tym oszczędności Polaków szerokim strumieniem płyną na konta Ministra Finansów, który sprzedaje detaliczne obligacje skarbowe. Te w większości nie chronią kapitału przed inflacją, ale co do zasady dają lepszy procent niż bankowe lokaty.

Duże napływy notują też fundusze inwestycyjne, potężny kapitał płynie też na rynek nieruchomości, a i złoto, srebro, akcje firm notowanych na giełdzie czy różne inwestycje alternatywne znajdują swoich amatorów.

Czytaj także: Odporność w 2021 roku będzie potrzebna

Niniejszy tekst jest fragmentem informacji prasowej HRE Investments

Skróty, tytuł i leady pochodzą od redakcji aleBank.pl

Źródło: HRE Investments