Głębokość recesji po epidemii koronawirusa będzie zależała od sprawności państwa

Głębokość recesji po epidemii koronawirusa będzie zależała od sprawności państwa
Źródło: EKF
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
3-miesięczny lockdown oznacza dla prawie każdej gospodarki w Europie dwucyfrową recesję - uważa Partner i Główny Ekonomista EY Marek Rozkrut, który 9 kwietnia w ramach Kwadransa z EKF rozmawiał z Ludwikiem Koteckim, Dyrektorem Instytutu Odpowiedzialnych Finansów, b. Głównym Ekonomistą Ministerstwa Finansów. Eksperci dyskutowali m.in. o tym, jakie są możliwe scenariusze dalszego rozwoju epidemii COVID-19, jaki będzie poziom recesji w Polsce i czy poziom długu publicznego może wynieść 60%.

.@MarekRozkrut: W wariancie bliższym rzeczywistości mówimy o recesji 4 ‒ 5%, w wariancie pesymistycznym Polskę może dotknąć dwucyfrowa recesja #Koronawirus #Gospodarka #Recesja @EFCongress @LudwikKotecki

Ludwik Kotecki: Jakie widzi Pan scenariusze rozwoju pandemii i zależne od nich pożądane polityki gospodarcze i zdrowotne?

Marek Rozkrut: Zarysowaliśmy 3 scenariusze przebiegu pandemii, które oczywiście zależą od odpowiedzi polityki zdrowotnej i polityki administracyjnej rządu.

Przypomnijmy, że kraje, które miały już doświadczenie z koronawirusem, na przykład wirusem MERS czy SARS, potrafiły przygotować się do tego z wyprzedzeniem – chociażby Korea Południowa, która już wcześniej stworzyła laboratorium opracowujące metody testowania różnych typów koronawirusa. Kraje te potrafiły dosyć szybko zareagować na rozwój epidemii, co umożliwiło im uniknięcie tzw. lockdown-u, czyli zamrożenia gospodarki.

Każdy, kto miał kiedykolwiek do czynienia z modelami epidemiologicznymi wie, że spóźnienie w pewnym momencie, nawet o kilka dni, może kosztować bardzo dużo. Epidemia wymyka się spod kontroli i nie da się jej szybko zdusić. Wtedy przechodzimy do fazy łagodzenia tej epidemii, co ma miejsce w przypadku krajów europejskich czy Stanów Zjednoczonych.

Mogę zarysować 3 scenariusze. Pierwszy to taki, że pojawia się skuteczna metoda leczenia i jest ona szybko dostępna. To jest wariant optymistyczny, dlatego że na szczepionkę musimy zapewne jeszcze poczekać, pomijając to, czy będzie ona w ogóle dostępna i czy będzie skuteczna.

Tak więc, skuteczna metoda leczenia to jest ten scenariusz bardziej realistyczny niż szczepionka. Gdyby taka metoda leczenia była dostępna szybko, wówczas moglibyśmy liczyć na relatywnie sprzyjający scenariusz, czyli skoordynowane, zsynchronizowane wychodzenie z tego problemu przez różne gospodarki na świecie.

Bardziej prawdopodobnym scenariuszem wydaje się jednak taki, w którym nawet jeśli metoda leczenia będzie, to nie będzie ona w pełni skuteczna i równocześnie albo wirus okaże się sezonowy, albo jednak tak do końca chyba nie będzie, bo wirus szaleje obecnie na obu półkulach – w każdym przypadku krzywa epidemii oznaczająca wzrost zachorowań zostanie jednak wypłaszczona.

Pewien szczyt zostanie przekroczony ‒ bardzo możliwe, że w maju, a w niektórych krajach jeszcze w kwietniu ‒ ale nie oznacza to, że wirus nas opuści. Wiele wskazuje na to, że będziemy musieli nauczyć się żyć z tym wirusem przez dłuższy czas.

Zobacz więcej najnowszych wiadomości o wpływie koronawirusa na gospodarkę >>>

Rządy będą musiały zmienić odpowiednio swoją politykę. Zamiast chronienia się przed wirusem i zakażeniami poprzez zamrożenie gospodarki, poluzowanie restrykcji ‒ poszukiwanie innych rozwiązań.

Rozwiązań takich jak monitorowanie, mechanizmy szybkiego reagowania poprzez częste testowanie, monitorowanie i szybsze wyłapywanie tych osób, które mogą być zainfekowane, w szczególności tych osób, które są szczególnie narażone na skutki tego zachorowania.

Tego typu działania są już podejmowane w krajach azjatyckich. W tym kierunku idą już rozwiązania planowane w Niemczech, w Austrii oraz w coraz większej liczbie krajów. Po to, żeby móc gospodarkę uruchomić, przynajmniej stopniowo.

Nie mówię tu o działaniu na 100%, ale o uruchomieniu tych branż, które są dziś nieczynne albo branż, które funkcjonują tylko częściowo.

Uruchomienie gospodarki nastąpi jednak przy jednoczesnym utrzymywaniu pewnych restrykcji, które mają nas zabezpieczyć przed tym, żeby wirus nie wymknął się nam spod kontroli.

Scenariusz pesymistyczny jest taki, że wirus okaże się bardziej trwały, że ta krzywa epidemii nie będzie się obniżać, a przynajmniej nie w takim tempie jakbyśmy chcieli.

Wariant najgorszy jest taki, że wirus zmutuje w kierunku wyższej śmiertelności i jednocześnie osłabi to dotychczasowe metody walczenia z nim, np. jeśli chodzi o skuteczność wykorzystywanych testów.

Do każdego z tych scenariuszy można przypisać scenariusz makroekonomiczny. One będą tak naprawdę warunkowały te scenariusze makroekonomiczne. Jakie cechy będą determinowały głębokość recesji w następstwie pandemii, ze szczególnym uwzględnieniem powiązań międzynarodowych, globalnych łańcuchów wartości czy znaczenia wymiany zewnętrznej?

Po pierwsze ścieżka makroekonomiczna i koszty gospodarcze będą zależeć głównie od czasu utrzymywania lockdown-u, czyli zamrożenia gospodarki i sposobu wychodzenia z tego lockdown-u, a także od cech poszczególnych gospodarek.

W wariancie optymistycznym, czyli takim, w którym pod koniec kwietnia wiele gospodarek luzuje już ograniczenia, jest dostępna metoda leczenia, co powoduje, że radzimy sobie z tym wirusem, wychodzimy z tego lockdown-u, na przykład w maju, a jednocześnie epidemia nie powraca, dlatego że inne kraje, mając skuteczne metody leczenia, ten problem skutecznie rozwiązują. Nie ma więc dalszych zaburzeń w gospodarce światowej.

Niemniej, koszty, jakie zostały już poniesione w wielu krajach, w szczególności we Włoszech, czy w Hiszpanii, spowodują, że postawienie gospodarki od razu na pełne moce, takie jakie miały miejsce przed pandemią, uważam za bardzo mało prawdopodobne. Nawet więc w scenariuszu optymistycznym nie wierzę w odbicie w kształcie litery „V”.

Takie odbicie może być początkowo, ale szybko się ono wypłaszczy. Bardziej mówimy więc tu o literze „U”, czyli stopniowym podnoszeniu się gospodarki.

Bardziej prawdopodobny scenariusz, czyli w przypadku braku efektywnej metody leczenia, oznacza w mojej ocenie sytuację, kiedy też zaczynamy wychodzić z lockdown-u wcześniej, może nawet w maju, a w niektórych krajach luzując przepisy jeszcze w kwietniu, natomiast będzie się to odbywać stopniowo.

Wejdziemy w proces zarządzania epidemią, czyli ten wirus będzie cały czas, ale równocześnie, rządy w stopniu w jakim będą mogły powinny zwiększać swoje zdolności w systemie ochrony zdrowia. Musimy sobie przypomnieć, że przede wszystkim problem polega nawet nie na śmiertelności tego wirusa i choroby COVID-19 per se, ale na bardzo krótkim czasie, w jakim atakuje bardzo dużą liczbę osób, w szczególności osób wrażliwych, takich jak osoby starsze, czy osoby z przewlekłymi chorobami, co powoduje przeciążenie systemu ochrony zdrowia.

I o ile w normalnych warunkach można byłoby się tymi osobami zaopiekować i ta śmiertelność byłaby niska, to w sytuacji kiedy one tej pomocy nie mogą otrzymać na intensywnej terapii ta śmiertelność gwałtownie rośnie.

We Włoszech, uwzględniając zidentyfikowane przypadki, śmiertelność przekroczyła 12%. To jest bardzo trudna sytuacja, kiedy mamy osoby, których nawet nie możemy przyjąć, nie możemy im podać respiratora, albo po prostu nie mamy odpowiedniej kadry medycznej.

I to jest też bardzo niepokojące w Polsce, że bardzo duży odsetek zakażonych to są lekarze i personel medyczny.

Okres zarządzania epidemią oznacza także, że epidemia będzie występowała w różnych krajach w różnym czasie. Nie będzie to więc proces zsynchronizowany – będziemy mieli w jednym kraju opanowaną sytuację, a w innym jeszcze nie.

Czyli o ile ten proces będzie uporządkowany w jednym miejscu, to w drugim ‒ niestety nie. To będzie powodować, że gospodarki, które mają ekspozycję na globalne łańcuchy wartości, czyli w uproszczeniu ‒ dużo eksportują i dużo importują, będą narażone na te wahania.

Przypomnijmy, że prawie 40% tego, co jest wytwarzane w Polsce jest eksportowane. W naszej produkcji około 27% to komponenty importowane.

To oznacza, że zaburzenia w jakimś kraju czy to w łańcuchu dostaw, czy u naszych odbiorców powodują, że te łańcuchy się zacinają. Nasze firmy albo nie mogą sprzedawać, albo produkować. W sytuacji, kiedy te zaburzenia występują w innych gospodarkach na świecie, mamy wówczas pofalowaną ścieżkę wzrostu, góra ‒ dół, taką huśtawkę.

Bądź na bieżąco – zapisz się na nasz newsletter >>>

W wariancie negatywnym natomiast, kiedy wystąpiłaby mutacja wirusa i konieczność dłuższego lockdown-u, moglibyśmy mówić o literze „L” – długiej depresji. Przypomnijmy, że 3-miesięczny lockdown oznacza dla prawie każdej gospodarki w Europie dwucyfrową recesję, a w niektórych gospodarkach nawet 20-proc. recesję.

Istotne są również cechy gospodarek, takie jak np. rola mikro- i małych przedsiębiorstw. Rola tych przedsiębiorstw jest bardzo duża we Włoszech, czy w Hiszpanii.

W Polsce mikro- i małe przedsiębiorstwa pełnią istotną rolę pod względem zatrudnienia, natomiast nie tak bardzo pod względem tworzenia PKB. Przedsiębiorstwa te odpowiadają za około 30% wartości dodanej przedsiębiorstw niefinansowych, czyli w relacji do PKB jeszcze mniej.

Zatem wbrew funkcjonującym w Polsce stereotypom, nie jest prawdą, że to najmniejsze przedsiębiorstwa ciągną naszą gospodarkę. Za połowę wartości dodanej przedsiębiorstw niefinansowych odpowiadają przedsiębiorstwa duże.

Natomiast rzeczywiście, małe podmioty skupiają sporą część zatrudnienia, więc z punktu widzenia efektów społecznych ‒ jest to problem.

Problemy są też w krajach, w których za dużą część zatrudnienia odpowiadają osoby na tymczasowych kontraktach, osoby samozatrudnione. Dodatkowo, np. w krajach takich jak Włochy, występuje wysokie bezrobocie wśród młodych i to bezrobocie jeszcze bardziej wzrośnie.

Nie mówiąc już o krajach, w których jest duży udział szarej strefy na rynku pracy, ponieważ te osoby bardzo często nie otrzymują żadnych transferów. Nie dość więc, że tracą pracę, to nie otrzymują też żadnego wsparcia.

Jak głębokiej recesji możemy się spodziewać w Polsce?

‒ W obecnych warunkach nie tworzę jednej prognozy, ale zarysowuję różne scenariusze. W scenariuszu optymistycznym też jest recesja. Nawet w optymistycznym wariancie osobiście nie wierzę w dodatni wzrost gospodarczy. Uważam, że nie doszacowujemy kosztów związanych z zatrzymaniem działalności, w szczególności, że te koszty rosną ponad proporcjonalnie w czasie.

To nie jest tak, że dwa miesiące lockdown-u kosztują dwa razy tyle co jeden miesiąc. Musimy pamiętać, że im dłuższy jest lockdown, tym więcej firm wypada na trwałe z gospodarki, osoby tracą pracę, wiele z nich tak szybko na ten rynek nie powróci.

Czytaj także: Koronawirus w Polsce: od 19 kwietnia odmrażanie gospodarki

Oznacza to, że zdolności wytwórcze gospodarki, jej potencjał podażowy również ulega zmniejszeniu. W związku z tym wszystkie rządy podejmują obecnie intensywne działania w ramach polityki gospodarczej, żeby utrzymać firmy i miejsca pracy, a równocześnie skrócić lockdown.

W wariancie optymistycznym prognozuję więc małą recesję, a w wariancie bliższym rzeczywistości mówimy o głębszej recesji na poziomie 4 ‒ 5%.

W wariancie pesymistycznym Polskę może dotknąć nawet dwucyfrowa recesja. Głębokość recesji będzie w dużej mierze zależeć od sprawnego państwa.

W procesie skutecznego przeciwdziałania wybuchowi epidemii muszą uczestniczyć samorządy, przedsiębiorcy, ale i całe społeczeństwo. Te procedury nie są bowiem możliwe do kontrolowania i realizowania na poziomie centralnym.

Procesy muszą być dostosowane do działalności przedsiębiorstw, jak i samych pracowników. Kapitalną rolę będzie tu więc odgrywać sprawne państwo, komunikacja i kapitał społeczny ‒ zaufanie i współpraca. Jeśli nie, to będziemy za to płacić ogromną cenę.

Jak Pan ocenia ogłoszoną przez rząd tarczę finansową?

‒ Tarczę, jako kierunek działań, oceniam pozytywnie. To jest rzeczywiście solidne działanie. Mówimy o 100 mld zł pożyczki, z czego 60% może być umorzone. Czyli mówimy o 60 mld zł bezzwrotnej pomocy.

Ważna jest jednak strona operacyjna: szybkie procedowanie wniosków i szybkie przekazywanie środków, przede wszystkim do najmniejszych podmiotów. Bardzo ważne jest też to, że tarcza uwzględnia firmy duże i średnie, ponieważ odgrywają one kapitalną rolę.

Pamiętajmy, że jeśli upadnie jedna duża firma, to za nią pójdzie cały łańcuszek bankructw firm mniejszych, które często tak naprawdę żyją z funkcjonowania firm dużych, jako ich dostawcy, poddostawcy, podwykonawcy. W związku z tym działanie polegające na dostarczeniu szybkich środków oceniam pozytywnie.

Oczywiście dyskusyjny będzie sposób oceny przedsiębiorstw dużych, dlatego że to będą dyskrecjonalnie podejmowane decyzje. Nie wiemy kto, kiedy i na jakich warunkach dostanie środki w ramach tarczy finansowej.

W przypadku firm mniejszych pytanie brzmi, czy właściwym kryterium są przychody niższe o 25% względem poprzedniego miesiąca, czy roku. Co w przypadku firm, które regularnie tracą 20%?

Zawsze można coś krytykować, ale same działania oceniam pozytywnie. Podobnie jeżeli chodzi o wiele decyzji podejmowanych na poziomie ogólnym. Szczególnie, jeśli chodzi o moment i kierunek podejmowania decyzji. Z punktu widzenia operacyjnego, mam niestety dużo więcej zastrzeżeń.

Przedsiębiorstwa w Polsce musiały na płynność czekać bardzo długo, tutaj też jeszcze nie dostaną jej natychmiast. Jest też problem z komunikacją, z niepewnością – przedsiębiorstwa nie wiedziały, co będzie dalej, za 2 ‒ 3 miesiące, czy powinny zwalniać, czy utrzymywać pracowników.

Komunikacja i zarządzanie oczekiwaniami są szalenie ważne. Musimy przygotowywać przedsiębiorców i pracowników na to co dalej.

Nie mówię tu o konkretnej dacie zniesienia lockdown-u, bo na to wpływa wiele czynników, ale przynajmniej zarysowaniu takiego scenariusza, żeby wiedzieć mniej więcej w którym miesiącu, części miesiąca, możemy liczyć na zmiany uwarunkowań, i w którą stronę one pójdą.

To jest bardzo ważne, bo pamiętajmy, że jeżeli będziemy w procesie zarządzania epidemią, to w tych warunkach niektóre firmy, w szczególności te, które mają duże załogi, może będą musiały dostosować swój proces produkcji i inne procedury.

Wiele firm i tak to robi, ale niektóre niekoniecznie, więc wskazówki dotyczące tego jak będzie wyglądać nowa rzeczywistość i jak się do niej dostosować są szalenie ważne. Jeżeli nie zrobimy tego w sposób płynny i szybki, to znowu będziemy mieć opóźnienia i to będzie nas wszystkich kosztować dużo więcej gospodarczo.

Chciałbym zadać jeszcze pytanie od internautów. Czy dług w 2021 r. przekroczy 60% PKB?

Powiedziałbym tak: mam nadzieję, że nie, ale jest możliwe, że tak. Musimy przy tym pamiętać, że jest różnica między metodyką krajową a metodyką unijną. Metodyka unijna jest dużo bardziej rzetelna i o wiele lepiej odzwierciedla stan finansów publicznych, tutaj ten przyrost długu będzie na pewno większy.

Dużo będzie też zależało od skali umorzeń w ramach tarczy finansowej. Wiele z działań w ramach tarczy finansowej przekształci się w dług publiczny, dlatego, że według metodyki unijnej, PFR, czyli fundusz rozwoju, który teraz jest poza sektorem, zostanie do tego sektora po prostu włączony, według zasad unijnych.

Czy to się stanie? Mam nadzieję, że nie, ale w wariancie pesymistycznym tak. W wariancie pesymistycznym przekroczylibyśmy 60% PKB.

Czytaj także: Europejski Kongres Finansowy

Źródło: Europejski Kongres Finansowy / EKF