Gdzie Rzym, gdzie Krym, a jednak coś może być na rzeczy

Gdzie Rzym, gdzie Krym, a jednak coś może być na rzeczy
Jan Cipiur Fot. Autor
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
Starożytny Rzym dał nam przykład i od 2015 roku Polska to kraj wspaniały.

500+, trzynaste i czternaste emerytury, głęboka troska o gospodarkę i stan finansów państwa, tarcze ułożone w słynną rzymską formację żółwia chroniącą przed ostrzałem, po tylu latach bałaganu mamy wreszcie Polski Ład.

Jest też bogata oferta dla swobody ducha ‒ kto tylko chce, dla tego wolność od szczepionek, maseczek, rąk mycia, wietrzenia, a w szkołach – od miazmatów tego i owego.

Juliusz Cezar zdobywał Galię przez 9 lat, aż wreszcie zdobył ją dla Rzymu całą. Wojem był zaiste wielkim. W jednej z krwawych bitew rozgromić miał armię Germanów w liczbie 430 tysięcy okrutników i nie stracił w niej ani jednego legionisty.

Wiemy o tym, bo pisał o swych przewagach własną ręką w wielotomowym dziele „O wojnie galijskiej” (Commentarii de bello Gallico). Nasi u władzy też piszą i mówią sami z siebie, więc jak im tu nie wierzyć.

Po wojnie wracał Juliusz Cezar do Ojczyzny, ale łatwo nie miał. Czy nauczył się tego od Germanów, a może od miejscowych, czy miał to przyrodzone, ale wyrzynał Galów jak leci, ich kobiety zniewalał bez pardonu, dzieci nie oszczędzał. Nienawidził go (także) za to Katon. Pliniusz Starszy oskarżył go później o „przeciw ludzkości zbrodnie”.

Miał jednak Juliusz C. atuty w ręku, a po prawdzie w skrzyniach. Splądrował Galię i zgromadził tym sposobem wielkie łupy. Jego 40 tysięcy legionistów z pustymi rękoma też do domu nie wracało. Alea iacta est – kości zostały rzucone – miał więc powiedzieć i wszedł był w nurty Rubikonu.

Potem działo się zbyt dużo, żeby pisać o tym bez fatygi nadmiernej, więc było tak, że Juliusz C. zdobył wreszcie pełnię władzy, wkrótce jednak wrogowie go zadźgali, a ja poruszę jeszcze tylko jeden wątek.

Kampanie wojenne Rzymian nie były kaszką z mleczkiem, choć i szybko rozstrzygane wojny się zdarzały. Utrzymaniu w legionach wierności i dyscypliny służyły łupy, ale też łakomy kąsek, co ja ględzę ‒ kęs cały, w formie żołnierskich emerytur.

Wypłata świadczeń weteranom była zadaniem ich dowódców, którzy także z tej przyczyny musieli być bogaci. Korzyści były obopólne, bo wódz miał dzięki temu lojalnych popleczników nie tylko w armii, ale i poza nią.

Po pokonaniu zabójców Juliusza Cezara i wielu jeszcze zakrętach jedynowładcą i w końcu pierwszym cesarzem Rzymu został Oktawian obdarzony potem tytułem Augusta, czyli władcy szacownego i dostojnego zarazem.

Za jego rządów ciężar wypłaty emerytur dla legionistów wypuszczanych po 20 latach wojaczki do cywila wzięło na siebie państwo, które finansowało je z funduszu celowego zwanego Aerarium militare. Wodzowie mieli przestać być watażkami groźnymi dla władcy.

Rzym walczył gdzieś stale i wszędzie musiał utrzymywać swój porządek, więc koszty rosły. Zdarzają się oceny, że emerytury wojskowe zaczęły w końcu pochłaniać aż połowę dochodów podatkowych całego późniejszego cesarstwa. Koszt był ogromny, ale korzyścią był pokój i spokój w państwie.

Byłby się być może Rzym uchował, ale jak dobrze było być obywatelem Rzymu!

Pisze Alberto Angela w „Imperium – Podróż po Cesarstwie Rzymskim śladem jednej monety”, książce wartej kilku godzin na jej pochłonięcie: „Co miesiąc można otrzymać za darmo ok. 35 kilogramów zboża. (…) Warunki są proste: wystarczy być wolnym obywatelem i mieszkać w Rzymie. Spełniając te wymogi, można być zaliczonym do grona accipientes, beneficjentów darmowego rozdawnictwa.”

W okresie opisywanym przez A. Angelę uprawnionych jest w sumie 200 000 osób, rocznie trzeba było mieć na to 84 000 ton pszenicy. Dużo i zarazem mało, bo rozległe (i odległe) prowincje rzymskie były w stanie dosyłać morzem nawet 200 tys. ton ziarna rocznie, a obecność legionów zachęcała nie-beneficjentów do oddawania podatków w naturze (zbożowej) na rzecz Rzymu.

A co było potem? Potem Rzym się rozpadł.

Ale niech tam. Jest przecież dobrze, jest świetnie, a będzie jeszcze lepiej, jeszcze świetniej.

Jan Cipiur

Źródło: aleBank.pl