Fundusze Unijne: Włosi nie umieją wydawać jak Polacy, ale dostaną więcej

Fundusze Unijne: Włosi nie umieją wydawać jak Polacy, ale dostaną więcej
Fot. Pixabay.com
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
W latach 2014-2020 Włosi wykorzystali zaledwie dziewięć procent przysługujących im funduszy strukturalnych

Sandro Gozi: W przyszłym budżecie UE Włochy będą miały do dyspozycji o 2,4 mld euro więcej niż w poprzednim, kosztem m.in. Polski i Węgier, których dotacje zmniejszone zostaną o jedną piątą, między innymi za brak zgody na relokację uchodźców

W połowie maja 2014 roku premier Donald Tusk złożył oficjalną wizytę w Rzymie. Goszczący go Matteo Renzi, który stawiał wtedy pierwsze kroki jako szef włoskiego rządu, podkreślił w czasie wspólnej konferencji prasowej, że należy brać przykład z Polski, bo jak nikt w całej Europie potrafi ona wykorzystywać unijne fundusze. Minęło kilka lat i niewiele zmieniło się w tej dziedzinie.

Jak stwierdza w specjalnym raporcie dziennik „La Repubblica”, Włochy wydają zaledwie dziewięć procent pieniędzy ze wspólnej kasy w Brukseli. A ich wkład do wspólnego budżetu wynosi – według rozmaitych źródeł – od szesnastu do dwudziestu miliardów euro rocznie. Po Niemczech i Francji Italia jest trzecim europejskim beneficjentem, otrzymując z tego budżetu znacznie mniejsze pieniądze niż wynosi jej wkład, bo około jedenastu miliardów. Gdy mówi się we Włoszech na te tematy, eksperci przypisują tę dysproporcję wejściu do wspólnoty krajów Europy środkowo-wschodniej. Najgorzej z ich punktu widzenia było w roku 2011, gdy różnica pomiędzy wkładem, a przypadającą im wtedy kwotą wyniosła aż 7,6 miliarda euro. W 2014 wyniosła niewiele mniej, bo 7,3 mld euro, a w 2016 już tylko 7,7 miliardów. Włochy wpłaciły w tym okresie do unijnego budżetu w sumie 230 miliardów i 345 milionów.

Przytaczając te dane, pochodzące, jak się podkreśla, z różnych źródeł, media przypominają, iż według Komisji Europejskiej przynależność do Unii kosztuje obywateli państw członkowskich, „mniej niż jedna kawa dziennie”, jak głosiło rzucone na początku roku w Brukseli hasło. Ponieważ Włosi jak nikt inny chyba przywiązani są do „małej czarnej”, ten aspekt sumiennie zbadali i stwierdzili, że nie wszędzie wygląda to jednakowo. Każdy Niemiec wpłaca o unijnego budżetu 84 eurocenty, średnia cena zaś czarnej kawy w jego kraju wynosi około dwóch euro: Unia kosztuje ich więc mniej niż pół filiżanki kawy. We Włoszech espresso kosztuje około 90 centów, ale ponieważ Włochy płacą każdego dnia za swoje członkostwo 75 centów na głowę mieszkańca, oznacza to równowartość ponad połowy filiżanki. Nie zmienia to faktu, i tu wszyscy zgadzają się Jean-Claudem Junckerem, że budżet UE wynosi obecnie tylko jeden procent PKB całej Europy.

Włoska opinia publiczna ma więc wrażenie, że na przynależności jej kraju do wspólnoty wychodzi jak Zabłocki na mydle, że to za droga przyjemność. Tymczasem Włosi zachowują się jak bogacze, którzy szastają miliardami.

Politycy i biurokraci opóźniają wykorzystywanie środków unijnych

W latach 2014-2020 (oczywiście szacunkowo) Włosi wykorzystali zaledwie dziewięć procent przysługujących im funduszy strukturalnych, zachowując się tak, jak by były im w ogóle niepotrzebne. W poprzednim budżecie – 2009-2013 – zdołali wydać wszystko, ale jedynie dzięki rozmaitym mniej lub bardziej dozwolonym sztuczkom i manewrom, z powodu których pieniądze unijne nie przyczyniły się do zdrowego rozwoju. „Gdybyśmy zdołali wykorzystać je w sposób właściwy, bez wybiegów i podstępów, rezultaty na polu gospodarki byłyby wyraźniejsze”, stwierdzają autorzy raportu rzymskiego dziennika.

Na pytanie, dlaczego więc tak się nie stało, odpowiada on, że „przyczyny tego mają swoje źródło w tradycyjnych opóźnieniach strukturalnych w zakresie inwestycji”. Według instytucji zajmującej się weryfikacją publicznych inwestycji, na realizację inwestycji, która kosztuje od 5 do 10 milionów euro,, potrzeba siedmiu lat, czyli okresu całego unijnego budżetu. Do tego dochodzi opieszałość wielu samorządów lokalnych, szczególnie na południu Włoch. A także fragmentaryzacja inwestycji, spowodowana spiętrzeniem kompetencji, a także przewagą celów zapewniający natychmiastową popularność, tak polityków, jak i samorządów, zamiast dalekowzrocznych programów.

Rachunek za niechęć do imigrantów

Komentując tę sytuację podsekretarz stanu do spraw europejskich w poprzednim rządzie Paolo Gentiloniego Sandro Gozi potwierdza, że w przyszłym budżecie UE Włochy będą miały do dyspozycji o 2,4 mld € więcej niż w poprzednim, kosztem m.in. Polski i Węgier, których dotacje zmniejszone zostaną o jedną piątą, między innymi za brak zgody na relokację uchodźców. Zależało na tym już wspomnianemu na początku Matteo Renziemu, który na tym tle wdał się w publiczną kłótnię z premierom Węgier Viktorem Orbanem.

Włosi zabiegali o to, podkreśla Gozi, ale aspekt ten miał być według nich podstawowym warunkiem dostępu do funduszy, a nie jak obecnie „zachętą”. Dotychczasowy negocjator Włoch w Brukseli jest zdania, że rozmowy w sprawie przyszłego budżetu nie zakończą się przed 26 maja 2019 roku, czyli przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. „Mowa o tym będzie najwcześniej na przełomie 2019 i 2020”, mówi Sandro Gozi.