Felieton: Frankowa opowieść wciąż się nie kończy

Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter

Był kiedyś taki film (na podstawie książki oczywiście): „Neverending story”. Na taką opowieść zanosi się w kwestii frankowiczów. Na dodatek coraz bardziej przypomina ona twórczość kiepskiego pisarza: kiedy już bohater zaczyna wychodzić na prostą, przytrafia mu się kolejne nieszczęście. Skala tych nieszczęść jest różna, w przypadku tej polskiej historii - mierzalna. Złotówkami. Problem tylko taki, że za jej bohatera jedni uznają frankowego kredytobiorcę, inni - udzielające tych kredytów banki. Właściwie rację mają jedni i drudzy.

Bo to jest tak. Najpierw wszyscy żyli zgodnie i szczęśliwie. Banki dawały franki (dla niepoznaki opakowane w złotówki) wszystkim, którzy na kredyt w polskiej walucie się nie łapali. Ponoć uprzedzały (pewnie nie zawsze), ale kto by się przejmował jakimkolwiek zagrożeniem, kiedy na horyzoncie rysuje się szansa wyprowadzki od znienawidzonej teściowej? Jakiekolwiek ostrzeżenia puszczano zatem mimo uszu. I tani kredyt lądował w portfelu sprzedawcy, kupujący spłacał niewielkie raty, banki miały odsetki i marże (nie kokosy, ale zawsze kredytobiorcę można namówić na inne produkty).

Idyllę przerwali złośliwi Szwajcarzy: nagle uwolnili swoją walutę. Raty poszły w górę, co wywołało reakcje: najpierw kredytobiorców, potem ich licznych obrońców, wreszcie samych banków. Pierwsi protestują i wymyślają rozwiązania, drudzy bronią i wymyślają rozwiązania, banki bronią się i – nareszcie! – wymyślają rozwiązania.

Dosyć logiczne jest, ze rozwiązania frankowych kredytobiorców maja uwolnić ich od ciężaru długu. Przy okazji chcieliby oni ukarać banki, które… No właśnie: oszukały ich? Oferowały niedozwolone produkty z niedozwolonymi klauzulami w umowach? Nikt jeszcze nikomu niczego czarno na białym nie udowodnił, chociaż niektóre sądy próbowały to zrobić swymi wyrokami.

Propozycje polityków, wsparte często chyba na kolanie robionymi wyliczeniami, rozbijane są w proch i pył konkretnymi argumentami Komisji Nadzoru Finansowego i NBP. Ciekawe, jak długo: obie te instytucje będą już niedługo w posiadaniu rządzących. Na razie mamy dostać już niedługo kolejną propozycję Kancelarii Prezydenta.

No i wreszcie banki. Myślały, myślały – i wymyśliły. Pomóc jak najtaniej jak najmniejszej liczbie osób. Pozostali na pewno szczęśliwi nie będą. Przypomina to fragment pewnego wiersza:

Wyciągam do ciebie pomocną dłoń
mej obciętej ręki.

Bohater (-owie) Niekończącej się opowieści są zatem wciąż w tarapatach. Ile tomów będzie miała ta historia? Michael Ende napisał jeden; filmy były trzy.

Przemysław Szubański