Czy to już koniec kryptowalut?

Czy to już koniec kryptowalut?
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
Przemijająca (oby!) kariera kryptowalut miała silne źródła w dużej niechęci ludzi do banków i do bankierów. Za kryptowalutami, czyli walutami niewidzialnymi albo "walutami na niby", stoi sztuka kodowania i prąd. Za ich wartością bieżącą - wyłącznie spekulacja: czy pójdą w górę, czy dziś akurat w dół, pisze Jan Cipiur.

Twórcy kryptowalut mieli ponoć wizje, że zmienią świat i uczynią go lepszym, bo za pieniądzem stała będzie wielka myśl ludzka i technika, a nie zły człowiek, bo polityk.

Postawić trzeba pytanie chyba retoryczne. Czy wolimy, że wiemy kto czyni nam dobro lub krzywdę, ujmując lub dosypując dolarów, euro i złotych w obiegu, czy wolimy nie znać dobrodzieja lub złoczyńcy, który manipuluje bitcoinem i tysięcznymi rzeszami jego naśladowców?

Ja wolę znać i wiedzieć, niż zdawać się na szarlatanów. Odebranie rządom władzy nad pieniądzem nic dobrego nie załatwi, bo w miejsce ludzi znanych ogółowi, których można niekiedy rozliczyć, pojawią się osoby w kapturach, albo legendy-widma jak Satoshi Nakamoto, domniemany ojciec bitcoinów.

Czytaj także: Janet Yellen o potrzebie uregulowania i regulowania kryptowalut

Bessa na rynku kryptowalut

Rok temu kryptowaluty były w wielkim szwungu. Wszystkie kilka tysięcy na czele z bitcoinem miały łączną rynkową wartość prawie 3 bilionów (3 000 mld) dolarów. Ale teraz, czyli w grudniu 2022 roku ich kapitalizacja zeszła do 860 mld dol., czyli zmalała niemal trzyipółkrotnie. W listopadzie 2021 r. najpopularniejsza z nich – bitocoin, „chodził” po rekordowej cenie 69 000 dolarów, dziś dają za niego ok. 17 000 dol.  

Załamanie to skutek zadufania, pompowania balona i najzwyklejszych przekrętów. Sam tylko upadek w ostatnich dniach giełdy FTX, która przeprowadzała około miliarda transakcji dziennie zmniejszył kapitalizację krypto o ok. 200 mld dolarów.

Są tacy, którzy pocieszają zawiedzionych stratą (realną lub kalkulacyjną) dobrze ponad dwóch bilionów dolarów, że nie jest aż tak źle, ponieważ rynek jest ciągle o 100 mld dolarów większy niż na początku 2021 r. (dane za coinmarketcap.com). Cóż, nich się pocieszają, oby nie za długo.

Komentator The Economist z rubryki “Buttonwood” (nazwa od platana rosnącego na Wall Street, pod którym 24 dżentelmenów założyło w 1792 r. giełdę nowojorską) pisze jednak, że „trudno sobie wyobrazić liczbę korzystających z kryptowalut tak małą, że będą warte zero”. Ten oby nie miał racji.

Co stoi za niewidzialnymi walutami?

Za tradycyjnymi walutami stały kiedyś kruszce będące namacalną emanacją mocy lub niemocy państw, a dziś goły, tj. już niepozłacany potencjał gospodarczo-polityczny oraz wiara, że jutro będzie dobrze.

Za kryptowalutami, czyli walutami niewidzialnymi albo „walutami na niby”, stoi sztuka kodowania i prąd. Za ich wartością bieżącą – wyłącznie spekulacja: czy pójdą w górę, czy dziś akurat w dół.

Wbrew tromtradracji, nigdy nie był z kryptowalut siłacz. Wspomniany autor spod platana podaje, że złamanie kryptowalut, czyli skuteczny informatyczny atak przeprowadzić można kosztem od 10 do 15 mld dolarów. Takie pieniądze dla wielu rządów „to pikuś”, podobnie zresztą jak dla sporej liczby ludzi bajecznie zamożnych.

Trzeba byłoby jednak chcieć, a nikt się nie kwapi. Rządy mają inne sprawy na głowie, a nababom w rodzaju Muska, czy Bezosa bliżej w kosmos niż w informatyczne czarne dziury, a mają też tradycyjne biznesy na głowach.  

Czytaj także: Bankowość i Finanse | UKRAINA | Kryptowalutowe sabotowanie sankcji

Krypto-zima czy Fimbulwinter – kres kryptowalut?

Z postrzeganiem co dobre, a co złe dla świata nie zgadzam się z człowiekiem niemal stale, ale to on górą, bo dostał kiedyś Nobla z ekonomii i dla The New York Times pisze. W sprawie krypto mam jednak z Paulem Krugmanem wspólne zdanie.

Napisał niedawno w NYT, że w kontekście bitcoinów oraz ich progenitury z krypty mówi się ostatnio o „krypto-zimie” (crypto-winter) jednak on sądzi, że bardziej odpowiednie jest słowo z norweskich sag „Fimbulwinter” oznaczające niekończącą się zimę poprzedzającą koniec świata.

Paul Krugman ma nadzieję, że byłby to nie tylko koniec krypto-pieniędzy, ale kres całej idei próbującej organizować życie gospodarcze wokół tzw. „blockchain”, czyli w przypadku walut – cyfrowych ksiąg rachunkowych. Słyszał tysięczne peany o tym, jak wielkim osiągnięciem jest zdecentralizowanie w tej technologii takiej księgi, ale kto pokusi się o odpowiedź na pytanie, po jaką cholerę utrzymywać ją w milionach miejsc jednocześnie i przy każdej kolejnej transakcji „jeździć” z nią po całym świecie?

Jeśli przyjąć poniższe stanowisko za dobrą monetę, to u podstaw bitcoina leżało założenie, że będzie można przestać trapić się kwestią zaufania. Że znikną obawy, że bank da nogę z moimi pieniędzmi, a rząd zdmuchnie ich wartość wywołując i hołubiąc inflację, bo inaczej „wzbogacić się” nie umie.

Jednak banki niezwykle rzadko okradają klientów, bo to  żaden biznes, czego o firmach krypto nie da się powiedzieć, natomiast podpałką i paliwem ekstremalnie wysokiej inflacji jest chaos polityczny, którego należałoby unikać jak ognia właśnie.

W sprawie krypto lewa strona (NYT i Krugman) ma takie samo zdanie, jak prawa (The Wall Street Journal). W tej drugiej gazecie przeczytać można zdanie, że „eksperymenty w rodzaju bitcoina były, tak jak (udostępnianie) pornografii w latach ‘90, testem nowych obiecujących technologii. Żadna z kryptowalut nie stała się wszakże naprawdę popularnym środkiem wymiany i przechowywania wartości: są zbyt chwiejne, zbyt ezoteryczne, są jak cebulka tulipana, którą kupowałbyś, bo jej cena pójdzie, nie wiadomo czemu, w górę”. (The Cryptocurrency Adventures of Mark Zuckerberg and SBF).

Jeśli próbować podsumować, wygląda na to, że z jednej strony blockchain w wydaniu walutowym to wyprawa zbrojna z motyką na słońce, a z drugiej wprost przeciwnie – strzelanie z armaty do wróbla.

Napomknąć trzeba jeszcze, że w szczytach działalności „kopalnianej” na wydobywanie bitcoinów szło tyle energii, ile zużywa np. Hiszpania, a tzw. całkowity ślad węglowy z tym związany dorównywał śladowi zostawianemu przez Grecję. Dziś słychać wprawdzie, że na produkcja ethereum trzeba teraz aż o 99,84 proc. mniej prądu niż kiedyś, ale to zdaje się śpiew łabędzi już tylko.

Projekt CBDC – wiele obaw

Na tle kryptowalut pojawił się pomysł walut cyfrowych banku centralnego, ang. CBDC. Brzmi fascynująco: po co szaraczkom korzystać z usług banków komercyjnych skoro można założyć im konto cyfrowe zasilane podług odpowiednich informacji, np. o zarobkach, przez Fed, czy NBP, a więc godne najwyższego zaufania instytucje państwa.

Mało miejsca na więcej, zatem radziłbym się zastanowić jedynie co będzie, jeśli nie spodobamy się państwu i zamiast wysyłać nas do pudła, zamknie nam nasze konto CBDC, potem naszej żonie, a jak trzeba to i dalszym krewnym i znajomym? Na tej samej zasadzie należy opierać się wypieraniu z obrotu gotówki.

Przemijająca (oby!) kariera kryptowalut miała silne źródła w dużej niechęci ludzi do banków i do bankierów. Gdy fala urosła, nie wolno było zostać w tyle. Stąd aż tylu naśladowców i szumu wokół nich. Dziś wraca ludziom rozum i świadomość, że miliony tracą, żeby dziesiątki stały się bogate.

Pozostaje jeszcze fascynująca kwestia innego wykorzystania blockchain. Nie mam jakichkolwiek kompetencji, żeby o tym mówić, więc niech mówi ktoś, kto się z tym mierzył.

Tim Bray pracował na rzecz Amazon Web Services. Po rezygnacji giganta z wdrażania u niego technologii blockchain napisał w swoim blogu, że w Amazonie nie byli po prostu w stanie odpowiedzieć sobie na pytanie: jakie pożyteczne rzeczy można zrobić w ten sposób?

Jan Cipiur
Jan Cipiur, dziennikarz i redaktor z ponad 40-letnim stażem. Zaczynał w PAP, gdzie po 1989 r. stworzył pierwszą redakcję ekonomiczną. Twórca serwisów dla biznesu w agencji BOSS. Obecnie publikuje m.in. w Obserwatorze Finansowym.

Źródło: BANK.pl