Budżetówka żąda podwyżek. Potrzebujemy wyższej płacy minimalnej czy reformy systemu wynagrodzeń?

Budżetówka żąda podwyżek. Potrzebujemy wyższej płacy minimalnej czy reformy systemu wynagrodzeń?
At the rally
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
Lekarze, nauczyciele, służby mundurowe - kolejne grupy domagają się od rządu podwyżek, a w razie niespełnienia żądań grożą strajkami. Pracodawcy wskazują jednak na strukturalne problemy systemu wynagrodzeń w strefie budżetowej.

#Budżetówka żąda podwyżek. Potrzebujemy wyższej płacy minimalnej czy reformy systemu wynagrodzeń? @LewiatanTweets ‏@OPZZcentrala

Czas przed wyborami samorządowymi to doskonały okres, aby wymusić na władzach krajowych wzrost wynagrodzeń.

Budżetówka: Polska potrzebuje wyższych płac!

Pierwsi do Warszawy przyjechali 22 września przedstawiciele budżetówki, czyli między innymi reprezentacje związków zawodowych wojska, górników, pracowników ZUS i sądownictwa, psychologów, weterynarzy, niektórych zawodów medycznych, przedstawiciele usług publicznych i opieki społecznej. W sumie – jak wynika z danych organizatorów – około 20 tys. osób. Wszystkie te grupy wyszły na ulice z żądaniami likwidacji umów cywilnoprawnych oraz wprowadzenia emerytur uzależnionych od stażu pracy, ale najważniejszym postulatem był wzrost zarobków w budżetówce.

– Mamy w Polsce ponad 1,5 mln biednych pracujących. Koszty życia rosną i płaca minimalna obecnie obowiązująca w Polsce nie wystarcza nawet utrzymanie, nie ma więc mowy na przykład o podwyższaniu kwalifikacji przez pracowników. Rząd łata te 1530 zł netto najniższego wynagrodzenia świadczeniami, zasiłkami, dodatkami, ale nie możemy ciągle prosić o jałmużnę – podkreślił przewodniczący OPZZ Jan Guz. Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych było organizatorem demonstracji, która odbyła się pod hasłem „Polska potrzebuje wyższych płac!”.

– Pracownik powinien utrzymywać się przed wszystkim z pracy, a nie z różnego rodzaju zasiłków. Aktualnie w Polsce 5 mln 200 tys. osób jest nieaktywnych zawodowo. Odejmując tych, którzy są chorzy to ciągle jest duża grupa osób, która nie pracuje oficjalnie, ponieważ im się to nie opłaca. Nie jest prawdą, że w Polsce nie ma pracowników. Po prostu ludzie nie chcą pracować za zbyt niskie wynagrodzenia – dodał Jan Guz.

Nauczyciele chcą dymisji minister edukacji

Do warszawskiego protestu OPZZ dołączyli uczestnicy ogólnopolskiej manifestacji zorganizowanej przez Związek Nauczycielstwa Polskiego. Domagali się oni podwyżek w wysokości tysiąca złotych dla nauczycieli, zwiększenia nakładów na edukację oraz dymisji minister edukacji narodowej Anny Zalewskiej.

Na brak dialogu i możliwości porozumienia z minister edukacji zwracali uwagę już nauczyciele związani z „Solidarnością”, którzy protestowali tydzień wcześniej, domagając się zmiany systemu finansowania zadań oświatowych oraz podwyżek dla nauczycieli. – Od 2012 roku (poza symboliczną waloryzacją w 2017 roku) do 1 kwietnia 2018 roku nie było podwyżek wynagrodzeń dla nauczycieli. Podwyżka płac, którą otrzymali nauczyciele w tym roku w wysokości 5,35 proc. (średniorocznie 4 proc.) nie rekompensuje dysproporcji, jakie nastąpiły wobec wzrostu przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce narodowej, który wyniósł ok. 20 proc. Nauczyciele oczekują, że podwyżki zrekompensują kilkuletnie zaniechania waloryzacji płac oraz prognozy wzrostu cen towarów i usług w kolejnym roku – podkreśliła Olga Zielińska, rzecznik prasowy Krajowej Sekcji Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność”.

Potrzebne nie podwyżki, ale reforma?

Rząd PiS początkowo stosował twardą politykę wobec protestujących grup, ale coraz gorsza kadrowa sytuacja w służbie zdrowa zmusiła wreszcie ekipę premiera Morawieckiego do ustępstw. Najpierw porozumienie z resortem zdrowia w sprawie wynagrodzeń udało się zawrzeć lekarzom rezydentom i pielęgniarkom. Teraz z protestu zrezygnowali ratownicy medyczni. Planowali oni zorganizować akcję „Ratowniku, spędź więcej czasu z rodziną”, w czasie której mieli ograniczać pracę i na przykład nie brać dodatkowych dyżurów. Październikowy protest został jednak odwołany po tym, jak minister zdrowia obiecał ratownikom wzrost wynagrodzenia o 1200 zł od 2019 r. i sześciodniowy urlop szkoleniowy.

– Trzeba sobie zadać pytanie, jakim grupom zawodowym należałoby przyznać podwyżki. Rynek świadczy o tym, czy są one zasadne. Jeśli nie możemy obsadzić w jakiejś grupie stanowisk, zmniejsza nam się liczba wakatów, to oznacza, że wynagrodzenia są za niskie. Nie widzę powodu, żeby strefa budżetowa reagowała inaczej na braki w zatrudnieniu niż sektor prywatny. Jeżeli brakuje pracowników w sektorze prywatnym to pracodawcy są zmuszeni do zapłacenia wyższych stawek – podkreśla Jeremi Mordasewicz, doradca zarządu Konfederacji Lewiatan. – W Polsce brakuje pielęgniarek, więc widoczne zawód ten nie jest właściwe doceniany i opłacany. Podobnie jest w przypadku zawodów związanych z opieką nad chorymi. Podwyżki dla lekarzy nie są już jednak w pełni uzasadnione – dodaje Jeremi Mordasewicz.

Tymczasem rząd zgadza się na postulaty kolejnych grup. Już wkrótce może zakończyć się trwający od 10 lipca protest służb mundurowych. Szef MSWiA podpisał porozumienie z Niezależnym Samorządnym Związkiem Zawodowym Pracowników Policji oraz ze Związkiem Zawodowym Pracowników Policji. Joachim Brudziński obiecał służbom dodatkowe 25o zł podwyżki od 1 lipca 2019 roku dla wszystkich funkcjonariuszy. Razem z podwyżką w wysokości około 300 zł, przyznaną w ramach modernizacji od 1 stycznia 2019 roku, daje średnio około 1100 zł więcej niż w 2015 roku – zauważył minister. Minister zaproponował również funkcjonariuszom płatne nadgodziny, pełnopłatne zwolnienia lekarskie i ustępstwa związane z wiekiem emerytalnym.

NSZZ Policjantów w opublikowanej uchwale wyraził co prawda zadowolenie z akceptacji przez rząd PiS części swoich postulatów, ale oczekuje dalszych ustępstw. Jak na razie zaplanowana w stolicy na 2 października manifestacja Straży Granicznej, Służby Więziennej, Państwowej Straży Pożarnej i Służby Celno-Skarbowej nie została odwołana.

– Przyznawanie podwyżek kolejnym grupom w równej wysokości nie jest skuteczne na dłuższą metę. Niezbędna jest zmiana struktury wynagrodzeń w sferze budżetowej, nie tylko w policji czy służbie więziennej, ale także w całej administracji publicznej. Należy zróżnicować wynagrodzenia ze względu na kwalifikacje, budżetówka płaci bowiem zbyt mało specjalistom. Wysokość płacy powinna zależeć również od miejsca zatrudnienia, czyli należy wprowadzić wynagrodzenia dostosowane do lokalnych rynków pracy. Opór społeczny przeciw tego typu rozwiązaniom jest jednak ogromny – podkreśla Jeremi Mordasiewicz.