Błysk

Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter

150601.relacja.marcin.szymielewicz.04.400xW piątek 29 maja zakończyła się w Galerii Apteka Sztuki wystawa najnowszych praz Marcina Szymielewicza pt.: "TOPOS - ŹRÓDŁA ZNACZEŃ". Portal AleBank oraz Miesięcznik Finansowy BANK sprawowały nad nią patronat medialny. Co nam po tej wystawie pozostało? Jakie wrażenia? Czy poznaliśmy coś nowego?

Apteka Sztuki

5 maja udałem się do Apteki Sztuki nie tyle z potrzeby pilnej pomocy, ale na zaproszenie. Zaproszenie na wernisaż wystawy nie przypominało recepty. Samo w sobie stanowiło małe dzieło sztuki. Zapowiadana w nim „terapia” charakteryzowała się kompleksowym podejściem do pacjenta. Jej podstawę stanowiła wystawa prac Marcina Szymielewicza pt.: „TOPOS – ŹRÓDŁA ZNACZEŃ” uzupełniona premierą filmu o artyście, jego technice i twórczych poszukiwaniach. Tytuł filmu „Wytarty pejzaż” nie zapowiadał niespodzianki jaką miał sprawić.

To jeszcze dość niezwykły przypadek kiedy wystawie prac współcześnie tworzącego artysty towarzyszy premiera filmu o nim i z jego twórczości. Film w pewnym stopniu demaskatorski, ukazuje m.in.  indywidualną technikę malarza oraz jego sposoby poszukiwania kolejnych tematów. Dlaczego to takie ważne? Podobnie jak w medycynie ważne jest kompleksowe podejście do pacjenta, tak w wydarzeniach artystycznych – intensywność przekazu. Schemat organizacyjny tradycyjnego wernisażu: powitanie gości, przedstawienie artysty, kuratorska laudacja oraz oprowadzenie, kwiaty, wino, „do widzenia, zapraszamy ponownie„, to dzisiaj scenariusz na nudny wieczór. Intrygujący, nigdzie wcześniej niepokazywany film, obszerny katalog – najlepiej w twardej oprawie, profesjonalne strony wydarzeń na portalach internetowych, błyskotliwe wypowiedzi tzw. wpływowych osób (influencer marketing) w mediach, przede wszystkim społecznościowych – to dzisiaj już obowiązkowe elementy wybitnych wydarzeń artystycznych. Nie przesądzają one jednak o sukcesie. Gdybym miał powiedzieć, co najbardziej pozostało w mojej pamięci po tej wystawie, to bez cienia wątpliwości wskazałbym na pokazany FILM.

Podstawowym tworzywem filmu są sceny ukazujące Marcina Szymielewicza przy pracy. Pomiędzy nie wmontowano zarejestrowane wypowiedzi artysty oraz jego przyjaciół. Muzyka oraz sceny ukazujące warszawskie ulice podkreślają rytm i podział filmu na części. Nałożenie fotografii obrazów artysty na ujęcia filmowe tych samych miejsc Warszawy, daje w rezultacie zaskakujący efekt przestrzenny. Zabiegi montażowe i malarskie sprawiają, że ta filmowa opowieść przybliża nas do procesu twórczego. Na samym początku filmu, słyszymy: „Cała tajemnica sztuki właśnie na tym polega, że nie ma konkretnych i prostych odpowiedzi.” Tak Marcin Szymielewicz rozpoczyna swoją opowieść o roli artysty. Chce nadać sens chaosowi.

kontekst osobisty i artystyczny
Zaproszenie na wernisaż otrzymałem od organizatorki wystawy, a zarazem menedżerki artysty. Dlatego swojej obecności tam nie traktowałem jako zawodowego obowiązku. Jeżeli już, to prędzej towarzyskiego. Piszę o tym aby podkreślić swoje nieskrępowanie w wypowiadanych dzisiaj sądach o wystawionych dziełach, premierze filmu oraz samym przedsięwzięciu.

Praktycznie wszystkie budynki, jakie rozpoznajemy w rysunkach artysty, widziałem osobiście, w różnej ekspozycji na światło dnia i nocy, a także podczas różnych pór roku. W śniegu i w deszczu. Widziałem ich wnętrza, dachy i piwnice. Czy to cokolwiek mi ułatwiło w podróży do wnętrza miasta i poszukiwaniu jego głębszego sensu? Raczej nie. Artysta wybiera dla swoich obrazów wręcz ikoniczne budynki miast. Bez najmniejszego trudu rozpoznajemy La Défense i Le Grande Arche w Paryżu, czy też Lloyd’s Building i St. Mary Axe w Londynie. Te miejskie krajobrazy (weduty) są jednak jedynie pretekstem do bardziej skomplikowanej gry.

„Marcin wycierając materię dociera do jej przeźroczystości i w pewnym momencie jest tam ten BŁYSK…”1

błysk
Łatwo dostrzec znaczenie światła w malarstwie Szymielewicza. Jest ono fundamentalne dla tej twórczości. To światło wydobywa wielowarstwową i dynamiczną strukturę i teksturę współczesnego miasta. Pokazany w trakcie wernisażu film, częściowo ujawnia technikę uzyskiwania efektów świetlnych przez artystę. Widzimy zamazywanie tłustą kredką nowych warstw naklejonych na już zamalowany papier, rozkładanie na papierowym podkładzie „upranych” w wodzie kawałków rysunku i inne podobne zabiegi. Są one naprzemienne i układają się w sekwencję: konstruowanie kolejnych warstw i następująca po tym ich destrukcja. Rysuje kredką lub ołówkiem, drapiąc nimi tak mocno, że powstają głębokie i odsłaniające spodnie warstwy rysunku bruzdy, a nawet powodując pęknięcia. Sięga po pędzel tam, gdzie jest to konieczne. Ale bez obaw, artysta panuje nad całością procesu.

150601.relacja.marcin.szymielewicz.01.400x

„Marcin chce nas uwrażliwić na to, co jest po drugiej stronie obrazu, że rozpoczął pracę, którą każdy z nas musi sam skończyć. To każdy z nas sam ma się przetrzeć przez tą niewidzialną kurtynę. To przetarcie się przez kolejny wymiar.”2

Warto przyjrzeć się z bliska tym obrazom. To nie mgła lub niewidzialna kurtyna rozmazuje nam kontury budynków. Marcin Szymielewicz ciągle poszukuje zaklętej w mieście prawdy o nas samych. Jego monochromatyczne obrazy rozświetla błysk zawsze takiego samego, białego światła. To kolor czystego białego kartonu. Biel ta nie nabiera odcieni, nie zmienia się wraz z porami dnia i roku. Nie wiem czy artysta zamazując nam klarowny obraz idzie w kierunku światła czy też mroku. Czy z każdym kolejnym obrazem będziemy widzieć więcej czy też mniej? Czy to rozdrapywanie powierzchni idzie w głąb czy zaciera kontury nowych warstw aby rozpoznanie kolejnych fragmentów miasta było już niemożliwe? Dlatego uważam, że to jeszcze poszukiwania. Nie drogi, bo tę już artysta znalazł, ale kierunku w którym nią podążyć. Pod względem warsztatowym artysta jest już w pełni ukształtowany, ale z teoretycznego punktu widzenia ilość stacji metra na świecie jest skończona. Spodziewam się kolejnych i coraz bardziej skomplikowanych warstw, coraz głębszego podążania w głąb aniżeli konturów kolejnych budynków lub ulic.

nie, nie, nie
Jest taka scena w filmie3 pt.: „Imagine: Anselm Kiefer Remembering the Future” z 2014 roku: Anselm Kiefer4 w obecności Alana Yentoba5 odbija z powierzchni swojego obrazu fragmenty nawarstwionej farby. Robi to za pomocą wielkiej metalowej szpachli. Jednocześnie pali cygaro i komentuje swoją pracę. Dla przytoczonej sceny nieistotna jest dzieląca naszych bohaterów odległość ideologiczna i pokoleniowa. Farba nakładana była na ten obraz latami, warstwa po warstwie, aby teraz – odbijając jej płaty – cofnąć się do początku. Artysta przyrównuje ten cykl tworzenia do kosmosu w którym jedne gwiazdy umierają, a inne rodzą się. Artysta nie wie kto jest za ten proces odpowiedzialny i nie wierzy aby rozwiązanie zagadki cyklu „konstruowania” i „rozbiórki” było możliwe. Kończąc odbijanie fragmentów farby mówi: „Sądzę, że teraz jest o wiele lepiej6.

150601.relacja.marcin.szymielewicz.02.400x

Przywołałem fragment tego filmu, ponieważ widzę w nim podobieństwo do wysiłków i poszukiwań fakturalnych Szymielewicza. Film wyprodukowany przez Agnieszkę Kowalską nie rozstrzyga czy artysta próbuje dotrzeć do ukrytej głębi codziennie widzianych obrazów miasta, czy też – nanosząc nań kolejne warstwy – odnaleźć skrywany pomiędzy nimi klucz. Ja także jeszcze tego nie wiem i nie dowiemy się tego od artysty. W ostatniej scenie filmu wyznaje on:

„Uprawianie sztuki czy rysowanie jest życiem tak intymnym, że raczej… Ja osobiście jestem raczej zamkniętą osobą, nie lubię o tym opowiadać. Ludzie dostają jak gdyby gotowy produkt. Mogę oczywiście lakonicznie wspomnieć jak to się odbywa, jak to przebiega, ale z drugiej strony, obierać się z tej skorupki i dawać tym ludziom na tacy to, co jest w tobie, dawać tą tajemnicę? To nie, to nie mój klimat. Nie, nie, nie.”

Nie podoba mi się ta scena. Nie pasuje do całego filmu, w którym wszyscy biorący udział – także Marcin – są bardzo szczerzy i śmiało opowiadają o swoich bardzo intymnych uczuciach. To się czuje, to nie jest gra. Ale może dlatego ten film i te obrazy tak zapadają w pamięci? Może to „Nie, nie, nie” to sygnał dla widza oglądającego film oraz obrazy, że czeka go samotna, ale jakże fascynująca podróż w głąb tajemniczego białego światła?

150601.relacja.marcin.szymielewicz.03.400x

 

Źródła:

  1. www.studio565.com (dostęp 29.05.2015).
  2. http://www.renes.com.pl/wystawy/Szymielewicz/new.html (dostęp 30.05.2015).
  3. http://www.theguardian.com/artanddesign/2014/sep/22/anselm-kiefer-royal-academy-of-arts-review (dostęp 30.05.2015).
  4. Film pt.: „Imagine: Anselm Kiefer Remembering the Future”: https://m.youtube.com/watch?v=CK9N2NbSehE (dostęp 30.05.2015).

Marcin Szymielewicz, TOPOS – ŹRÓDŁA ZNACZEŃ, 5-29 maja 2015

Wystawa w Galerii APTEKA SZTUKI, Aleja Wyzwolenia 3/5 w Warszawie

Kurator wystawy: Katarzyna Haber 

Organizacja: Marta Kowalewska i Galeria APTEKA SZTUKI

WYTARTY PEJZAŻ

W filmie wystąpili: MARCIN SZYMIELEWICZ
                            EWA KURYŁOWICZ
                            KRZYSZTOF PIECZYŃSKI
                            PIES SABA

Scenariusz:           AGNIESZKA KOWALSKA
                            ANDRZEJ WĄSIK

Reżyseria:             AGNIESZKA KOWALSKA
                            ANDRZEJ WĄSIK

Zdjęcia:                KRZYSZTOF ANDRZEJEWSKI

Fotografie:            NORBERT PIWOWARCZYK

Montaż:                ANDRZEJ WĄSIK
                            AGNIESZKA KOWALSKA

Dźwięk:                KRZYSZTOF ANDRZEJEWSKI

Muzyka:               MONIKA CYBULSKA

            MANUFAKTURA DŹWIĘKU

Zgranie dźwięku:   STUDIO GENETIX
Producent:            AGNIESZKA KOWALSKA
            
PRACOWNIA FILMOWA AM2
            STUDIO 565
            2014

 

Przypisy:

1 Cytat zaczerpnąłem z wypowiedzi Krzysztofa Pieczyńskiego, poety i aktora występującego w filmie pt.: „Wytarty pejzaż”.
2 jw.
3 Film ten został wyprodukowany przez BBC w związku z retrospektywną wystawą Anselma Kiefera w Royal Academy w 2014 roku.
4 Niemiecki malarz ur. 8 marca 1945 w Donaueschingen.
5 Znany prezenter i Dyrektor BBC.
6 Tłumaczenie własne.

Jerzy Cichowicz