BigTech, fintech, banki. Jak regulować, żeby nie przeregulować, ale jednocześnie stabilność zachować?

BigTech, fintech, banki. Jak regulować, żeby nie przeregulować, ale jednocześnie stabilność zachować?
Fot. stock.adobe.com / Elnur
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
Tym wierszowanym tytułem chciałbym rozpocząć dzisiejszy artykuł poświęcony podejściu do regulacji fintechów i BigTechów. Przyczynkiem do jego napisania jest dokument Banku Rozrachunków Międzynarodowych "Fintech regulation: how to achieve a level playing field", którego autorzy próbują odpowiedzieć na pytanie jakie podejście pozwoli zachować stabilność rynków finansowych, konkurencję oraz jednocześnie nie ograniczyć rozwoju innowacji. Jest to temat, który dzisiaj może nam wydawać się odległy, ale już nieraz przychodziło nieoczekiwane i zostawiało nas z prawdziwym problemem. Tak może być i tym razem, gdy firmy z obszaru BigTech zaczną śmielej wchodzić na rynek usług finansowych. A właściwie czy już tego nie robią? ‒ pisze w komentarzu Michał Nowakowski, FinregtechPl.

Z dokumentu Banku Rozrachunków Międzynarodowych, Bank for International Settlements (BIS) dowiemy się, że nie-bankowe fintechy rozwijają się coraz lepiej, wchodząc nie tylko w obszary zarezerwowane dla klasycznych instytucji finansowych, ale zagarniając takie obszary jak pożyczki, ubezpieczenia czy tzw. wealth management.

Wśród tych fintechów nie widać jeszcze dużych firm technologicznych, które bardziej skupiają się na obszarach usług płatniczych i to raczej jako wspierający bezproblemowe płatności. Jest to już teraz bardzo duża przewaga, a jak pisałem kiedyś – tworzą się też coraz silniejsze więzi (interconnectedness) pomiędzy uczestnikami rynku finansowego.

Niewątpliwie wielu z dużych technologicznych graczy ma chrapkę na klienta usług finansowych

A tutaj pojawia się kwestia (braku) odpowiednich zasad w zakresie odporności operacyjnej (operational resilience) dla pewnej specyficznej formy działalności w sektorze finansowym – pośrednictwa.

Wprawdzie modele biznesowe nie-bankowych fintechów różnią się w zależności od tego z jakim rynkiem mają do czynienia (np. w już silnie ubankowionych obszarach częściej spotykamy modele B2B niż ofertę dla użytkowników końcowych), to jednak niewątpliwie wielu z dużych technologicznych graczy ma chrapkę na klienta usług finansowych.

I to wcale niekoniecznie ze względu na możliwość oferowania im wyszukanych produktów czy usług. Stawiałbym raczej, że chodzi o dane tych klientów nt. ich zwyczajów zakupowych czy zainteresowań, które i tak często – choć pytanie jak długo wobec nowych propozycji Unii Europejskiej – są już w ich częściowym posiadaniu.

Czytaj także: mBank, PKO BP i Millennium w Top 10 najbardziej zaawansowanych cyfrowo banków w Europie

W czym problem?

No właśnie. Przecież większa konkurencja na rynku to tylko lepiej dla klienta. I tak, i nie. Sektor finansowy, głównie bankowy, jest bardzo specyficzny z punktu widzenia regulacji, a w szczególności wymogów ostrożnościowych. To zresztą często pomijany przez nie-bankowe fintechy temat, który ma jednak kolosalne znaczenie dla przyszłości systemu finansowego i gospodarki (przynajmniej potencjalnie).

W sektorze bankowym stosowanym modelem regulacji jest ten zwany „entity-based”, co oznacza, że przepisy zasadniczo wyznaczają pewne ramy obowiązków, ale te doznają doprecyzowania na poziomie indywidualnym.

Przykładem niech będą wymogi kapitałowe, które uzależnione są m.in. od skali i rodzaju prowadzonej działalności. Stąd też wdrożenie nowych rozwiązań często nie przychodzi tak łatwo, jak bardziej zwinnym fintechom (to oczywiście nie jedyny powód). Inny apetyt na ryzyko to konsekwencja posiadania statusu instytucji zaufania publicznego i ważnego filaru sektora finansowego. Nie jest więc łatwo.

Podejście do regulacji musi uwzględniać m.in. konieczność zapewnienia integralności rynków czy stabilności finansowej, a także ochrony konsumenta

Z kolei w obszarze pozabankowym mamy do czynienia raczej z modelem „activity-based”, który jest charakterystyczny nie tylko dla usług finansowych (innych niż klasyczne bankowe), ale i obszarów stricte niefinansowych.

W tym modelu regulacji określamy ogólne zasady dotyczące danej działalności, nie wprowadzając szczególnych obowiązków czy ograniczeń (w teorii), które uwzględniałyby np. systemowe znaczenie podmiotu czy skalę jego działalności.

Czytaj także: Klient obsłużony taniej, szybciej, z mniejszą liczbą błędów – korzyści z robotyzacji procesów w sektorze finansowym

Wybór modelu nie jest łatwy

Bardzo podoba mi się wyważone stanowisko ekspertów BIS, którzy wskazują, że:

„Yet fostering a level playing field is not the primary objective of financial regulation”.

Innymi słowy, kwestia zapewnienia konkurencyjnych warunków to jeden z elementów i to raczej pobocznych w kontekście regulacji funkcjonowania rynków finansowych.

Podejście do regulacji musi więc uwzględniać m.in. konieczność zapewnienia integralności rynków czy stabilności finansowej, a także ochrony konsumenta.

Oznacza to, że w niektórych obszarach stosować powinniśmy model „activity-based” (np. AML czy ochrona konsumenta), a w innych „entity-based”, np. w kontekście digital operational resilience.

BigTechy stają się coraz większymi beneficjentami (posiadaczami?) danych oraz elementami sieci zależności

Konkluzja jest generalnie taka, że podejście indywidualne wydaje się bardziej odpowiednie i choć niekiedy może w jakiś sposób zaburzać tradycyjne zasady konkurencji, to jednak jest to niezbędne, aby realizować inne – wyższe? – cele.

Powoduje to, że choć niekiedy podmioty konkurują w tym samym obszarze, to konieczne może być nakładanie dodatkowych wymogów czy ograniczeń na konkretne (silniejsze) podmioty.

Celem nie będzie tutaj jednak (wyłącznie) ochrona pozostałych graczy, a zapewnienie stabilności, np. konkretnego segmentu rynku.

Wydaje się, że jest to podejście o tyle zasadne, że w szczególności BigTechy stają się coraz większymi beneficjentami (posiadaczami?) danych oraz elementami sieci zależności, które pozornie nie wydają się zagrażające całemu ekosystemowi, ale być może dlatego, że mało jeszcze wiemy o tych zależnościach.

Czytaj także: Trwa wyścig o dane, czy banki obronią pole position i wygrają z konkurencją?

Może to wywoływać pewną konsternację. Nakładanie dodatkowych obowiązków? Dokładnie tak. Eksperci BIS wskazują, że:

„The current framework could be complemented with specific requirements for big techs that would address risks stemming from the different activities they perform”.

Zależności, które obecnie mamy są (potencjalnie) na tyle znaczne, że chyba i w odniesieniu do BigTechów, a być może niedługo i pierwszych fintechów, powinniśmy pomyśleć o tym, czy nie są to już podmioty „too big to fail”. Pytanie co musiałoby się stać, żeby upadły?

A skoro tak, to czy nie należy wzmocnić ich kluczowych obszarów, szczególnie jeżeli zaczną one walczyć o kawałek tortu na rynku finansowym.

To duże wyzwanie dla regulatorów i prawodawców. I wydaje się, że trzeba myśleć o tym już teraz. Później może być za późno.

Michał Nowakowski
Michał Nowakowski, https://pl.linkedin.com/in/michal-nowakowski-phd-35930315, Counsel w Citi Handlowy, założyciel www.finregtech.pl.
Opinie wyrażone w artykule są osobistymi opiniami Autora i nie mogą być utożsamiane z jakąkolwiek instytucją, z którą Autor jest lub był związany.

Źródło: aleBank.pl