Audyt i doradztwo w instytucjach finansowych • Stan rynku: Jak kobieta – zmiennym jest

Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter

bank.2012.07-08.foto.058.150xOd kilku lat poddawany ostrym próbom. Z jednej strony, musi sprostać ciążącej na nim presji. Z drugiej, elastycznie dostosowywać się do potrzeb i oczekiwań otoczenia. Rynek audytu systematycznie się zmienia i zmieniać się będzie. Mimo, a może wbrew czynnikom, które na niego wpływają...

Marcin Szypszak

Nie wszystko złoto, co się świeci. To powiedzenie, jak ulał pasuje do sytuacji, panującej obecnie na rynku audytu. I to nie tylko w Polsce, ale i w całej Europie. Z pozoru wszystko wygląda idealnie. Firmy audytorskie rozwijają się, a otoczenie, w którym funkcjonują też rośnie w siłę. Ale to tylko pozory… Prawda jest całkiem inna. Dziś rynek kształtują: rosnąca presja cenowa, nacisk na cięcie kosztów i zmieniająca się sytuacja prawna. W niektórych przypadkach to czynniki skutecznie go wyniszczające. O ile łatwiej stawić im czoła firmom z tzw. wielkiej czwórki, o tyle te mniejsze, mimo nie najgorszego potencjału fachowego czy intelektualnego, coraz częściej mówią pas, zupełnie ustępując pola gigantom.

Duży rynek z jeszcze większymi problemami

Lista podmiotów, sporządzona przez Krajową Izbę Biegłych Rewidentów, w ostatnich latach mocno się skurczyła. Jeszcze niedawno mieściło się na niej ponad 1900 firm, dziś niespełna 1800. Konkretnie 1784. Według danych przedstawionych przez izbę w ciągu minionego roku do listy zostało dopisanych 99 nowych firm audytorskich, zniknęło z niej 127. Zmniejszyła się też o ponad 2 proc. liczba biegłych rewidentów. W 2010 r. było ich 7482, na koniec grudnia 2011 r. – 7311. Ponad 3600 faktycznie wykonywało swój zawód. Kluczowe dla tej tendencji okazały się ostatnie 24 miesiące, gdy dynamika zmian in minus b yła c oraz w yraźniejsza. Ciekawy jest kierunek tych zmian. Do niedawna jeszcze o największe kontrakty rywalizowała między sobą wielka czwórka. Dla nich zarezerwowane były najsmaczniejsze kąski audytorskiego tortu. O drobniejsze zlecenia walczyły ze sobą pozostałe podmioty, te średnie i te niewielkie. Teraz wszystko to ze sobą się miesza. Nikogo nie dziwi dziś, gdy w szranki o zlecenie stają dwaj najpotężniejsi, a dodatkowo do rywalizacji włącza się ktoś drobny! Ktoś, kto kiedyś nawet o tym by nie pomyślał. Jest i odwrotnie. Niewielkie zlecenia, którymi trzy czy cztery lata temu dzielili się średniacy, dziś stają się atrakcyjne i dla tych największych.

Dla zobrazowania trendu niech posłuży warszawska Giełda Papierów Wartościowych. Wśród emitentów nietrudno dziś znaleźć i takich, których sprawozdania finansowe są lub były badane przez jedno- czy dwuosobowe firmy audytorskie. A giełda jest istotnym elementem całości rynku, bo każdego roku przynosi audytorom wielomilionowe obroty i pokaźne zyski. Dane z 2006 r. mówiły, że firmy głównego parkietu zapłaciły za badanie i przegląd sprawozdań finansowych około 40 mln zł. Cztery lata temu spółki giełdowe wydały na ten cel około 119 mln. Dwa lata temu – 142 mln zł. W minionym roku o ok. 8 mln więcej. To znaczący procent udziału w całości rynku audytorskiego, szacowanego w Polsce na około 700-800 mln zł. Niektórzy, bardzo optymistycznie mówią o miliardzie. Faktyczne dane są nieco inne. Z tych przedłożonych przez Krajową Izbę Biegłych Rewidentów wynika, że przychody uzyskane przez firmy z tytułu wykonywania czynności rewizji finansowej wyniosły 728 519 022,58 zł za ponad 26 850 sporządzonych sprawozdań. – Polski rynek usług audytorskich pod kątem wymuszanych na nim zmian jest bardzo podobny do światowego – ocenia jeden z brytyjskich ekonomistów – bezpośrednio i pośrednio wpłynęły na niego skutki kryzysu sprzed czterech lat. Istotnie…

Był rok 2008, właściwie wcześniej

Opowieść zaczyna się jak w bajce. To co przedtem może i ma taki bajkowy charakter, bo rynki finansowe dynamicznie się rozwijały, prężąc muskuły. To co potem bajki już nie przypominało. Chyba że tę o złym czarnoksiężniku, bo powiało grozą.

Zaraz „po” przyszedł czas na rozliczenia. Dostało się przede wszystkim prezesom i zarządom firm, które wpuściły świat w finansowe maliny.

Geneza kryzysu sięga lat 90. ub.w., gdy dla banków notowanych na Wall Street najważniejsza stała się maksymalizacja zysków, głównie poprzez ryzykowne operacje finansowe. Kolejne decyzje, w tym polityczne, ostro w górę windowały wskaźniki ryzyka. Pierwsze efekty kryzysu zaczęły być widoczne w 2006 r., ujawniając się poprzez spadające ceny nieruchomości. Obligacje subprime stały się papierami bez wartości. Bankrutowały kolejne fundusze inwestycyjne. W pierwszym kwartale 2008 r. najważniejsze amerykańskie banki zostały dokapitalizowane, by uciec spod topora bankructwa. O tym, że był to zabieg niewystarczający, we wrześniu 2008 r. przekonał się boleśnie Lehman Brothers, amerykański gigant z ponad 150-letnią tradycją. Po bezskutecznej próbie uzyskania pomocy od amerykańskiego banku centralnego (Fed) musiał ogłosić upadłość. To kamień, który wywołał lawinę. Kryzys finansowy zajrzał w oczy całemu światu. I zagląda aż do dziś. Z problemami zmagała się Islandia, w gigantyczne tarapaty, z których trudno jej wyjść, popadła Grecja, na pomoc liczą Hiszpania, Portugalia i Włochy. Pierwszym odruchem było gorączkowe poszukiwanie dróg wyjścia z tej sytuacji. Plan ratunkowy wdrożony przez ministerstwo skarbu USA nieco pohamował panikę. Swoich recept szukały i nadal szukają pozostałe państwa, jak i Unia Europejska.

Zaraz „po” przyszedł czas na rozliczenia. Dostało się przede wszystkim prezesom i zarządom firm, które wpuściły świat w finansowe maliny. Równie silna krytyka spadła na firmy konsultingowe i audytorskie. Spośród milionów pytań, adresowanych do nich najważniejsze było jedno – dlaczego nie były w stanie zapobiec tej sytuacji albo przynajmniej ograniczyć skutków, dając czytelny sygnał, że coś jest źle, że sytuacja opisana w papierach jest daleka od tej w rzeczywistości, że czas już wszcząć alarm, bo światowe finanse są w zagrożeniu! – Gdyby słuchano rewidentów i księgowych, kryzysu by nie było – mówił podczas niedawno zorganizowanej konferencji, zatytułowanej „Ryzyko pod kontrolą” dr Andrzej Raczko, dziś członek zarządu Narodowego Banku Polskiego, wcześniej m.in. wiceminister finansów i dyrektor w Międzynarodowym Funduszu Walutowym. Rzeczywiście. Po 2008 r. zaufanie do ...

Artykuł jest płatny. Aby uzyskać dostęp można:

  • zalogować się na swoje konto, jeśli wcześniej dokonano zakupu (w tym prenumeraty),
  • wykupić dostęp do pojedynczego artykułu: SMS, cena 5 zł netto (6,15 zł brutto) - kup artykuł
  • wykupić dostęp do całego wydania pisma, w którym jest ten artykuł: SMS, cena 19 zł netto (23,37 zł brutto) - kup całe wydanie,
  • zaprenumerować pismo, aby uzyskać dostęp do wydań bieżących i wszystkich archiwalnych: wejdź na BANK.pl/sklep.

Uwaga:

  • zalogowanym użytkownikom, podczas wpisywania kodu, zakup zostanie przypisany i zapamiętany do wykorzystania w przyszłości,
  • wpisanie kodu bez zalogowania spowoduje przyznanie uprawnień dostępu do artykułu/wydania na 24 godziny (lub krócej w przypadku wyczyszczenia plików Cookies).

Komunikat dla uczestników Programu Wiedza online:

  • bezpłatny dostęp do artykułu wymaga zalogowania się na konto typu BANKOWIEC, STUDENT lub NAUCZYCIEL AKADEMICKI