6 tysięcy mieszkań zniknęło z Airbnb, ale na rynku mieszkaniowym nie widać wstrząsu

6 tysięcy mieszkań zniknęło z Airbnb, ale na rynku mieszkaniowym nie widać wstrząsu
Bartosz Turek. Źródło: HREIT.
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
Kraków to miasto, w którym przez epidemię właściciele mieszkań wynajmowanych na doby mocno dostali po kieszeni. Problemy były już jednak wcześniej i dotyczyły nie tylko Krakowa, ale też innych dużych miast, gdzie ostra konkurencja dawała się we znaki ‒ przypomina Bartosz Turek główny analityk HRE Investments.

Jeszcze wiosną wiele mówiło się o tym, że rynek mieszkaniowy załamie się przez epidemię. Dziś więcej mamy dowodów na to, że sprawa rozwija się zgoła odwrotnie.

Jednym z powodów tego niedoszłego załamania miała być masowa sprzedaż lub wynajem po obniżonych cenach mieszkań przeznaczonych dotychczas na wynajem krótkoterminowy.

Chodzi o lokale, w których zamieszkać można na jedną noc, a które po prostu miały być alternatywą dla hoteli.

Czytaj także: Polacy inwestują w mieszkania do wynajęcia mimo Covid-19

Załamania na rynku nie będzie

Już kilka miesięcy temu sugerowaliśmy, że jest to mało prawdopodobny scenariusz. Powód? W szczytowym momencie mieszkań wynajmowanych na doby było w skali całego kraju około 40 tysięcy.

W samych miastach wojewódzkich takich nieruchomości było ponad 30 tysięcy, przy czym większość w 3 miastach – Warszawie, Krakowie i Gdańsku ‒ wynika z danych AIRDNA.

Dla porównania wszystkich mieszkań wynajmowanych w sposób tradycyjny, jest w Polsce około 1,2‒1,5 mln. Mieszkania wynajmowane na doby stanowią więc tylko drobny ułamek tych wynajmowanych na rok. Efekt przypływu ofert z rynku krótkoterminowego na tradycyjny nie powinien więc być spektakularny. Podobnie powinno być z cenami na rynku sprzedaży nieruchomości.

Mieszkania wynajmowane na doby stanowią więc tylko drobny ułamek tych wynajmowanych na rok.

Dlaczego? Otóż dlatego, że nawet na największych rynkach ‒ w 7 miastach (Warszawa, Wrocław, Kraków, Poznań, Gdańsk, Gdynia, Łódź) na początku roku wynajmowanych na doby było 25 tys. nieruchomości.

Dla porównania w ciągu 2019 roku na tych rynkach sprzedało się ponad 4 razy więcej mieszkań.

Czytaj także: Bankowość i Finanse | Nieruchomości | Problemy rynku najmu krótkoterminowego

Konkurencja zrobiła więcej niż wirus

Od razu widać, że nadzieje na to, że mieszkania odpływające z rynku najmu krótkoterminowego „przewrócą” cały rynek mieszkaniowy musiały okazać się płonne. Nie tylko skala wynajmu na doby nie jest aż tak duża, i oczywiste jest, że nie mogło dojść tu do masowego wynajmowania tych mieszkań w sposób tradycyjny lub sprzedaży wszystkich na raz.

Mało tego, dane sugerują, że na rynku wynajmu krótkoterminowego słaba koniunktura zaczęła się wcześniej. Chodzi o to, że już po 3 kwartale 2019 roku mieliśmy do czynienia ze spadającą liczbą dostępnych ofert wynajmu na doby. Wtedy w miastach wojewódzkich było ich trochę ponad 31 tysięcy. Potem ta liczba topniała i na początku 2020 roku wynosiła 27 tysięcy.

Na rynku wynajmu krótkoterminowego słaba koniunktura zaczęła się wcześniej.

Za jeden z głównych powodów podawano wtedy bardzo dużą konkurencję, która skutkowała tym, że sporą część turystycznego tortu zgarniały najsprawniejsze firmy zajmujące się wynajmem na doby. W efekcie dla pojedynczych właścicieli nie zostawało za wiele, a nadzieje na znacznie wyższe zyski niż w tradycyjnym najmie długoterminowym, zderzały się z brutalną rzeczywistością.

Dla porównania w samym okresie koronawirusa liczba ofert spadała mniej dynamicznie, bo tylko o 2 tysiące jednostek – wynika z danych AIRDNA dla miast wojewódzkich. W trzecim kwartale 2020 roku było ich 25,1 tysięcy. To mniej więcej tyle co pod koniec 2018 roku i na początku 2019.

Bartosz Turek,

główny analityk HRE Investments.

Źródło: aleBank.pl