20. rocznica powstania Europejskiego Banku Centralnego

Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
EBC zaczął działać 1 czerwca 1998 roku. Czy spełnił pokładane w nim nadzieje?

#WitoldGadomski: #Draghi, ratując #Włochy przed bankructwem zachęcił swych rodaków do głosowania na populistów. Uznali, że prezes #EBC trzyma nad nimi parasol, więc nic złego stać się nie może.

Rocznica powstania Europejskiego Banku Centralnego przeszła niemal niezauważona, przynajmniej w Polsce. Rozpoczął działalność 1 czerwca 1998 roku. Pierwszym prezydentem był Holender, Wim Duisenberg, drugim Francuz Jean-Claude Trichet, a trzecim, obecny prezes Włoch Mario Draghi.

Wszyscy trzej zdecydowanie starali się utrzymać niezależność banku od polityków, ale coraz gorzej im się to udawało. Waluta europejska – euro – była bowiem projektem politycznym i decyzje polityków, będące zwykle skutkiem kompromisów, wpływały na jej kondycję i na działalność EBC.

EBC pod presją polityków?

W 1992 roku w  Traktacie z Maastricht, który zawierał postanowienia dotyczące realizacji Unii Gospodarczej i Walutowej, postanowiono, że kraje, wchodzące do strefy euro muszą spełniać kilka kryteriów, dotyczących poziomu długu, deficytu fiskalnego, inflacji, stabilności waluty. Większość krajów nie spełniała, ale i tak je przyjęto, uznając racje polityczne za ważniejsze od finansowych.

Nominacja pierwszego prezesa też była kompromisem. Francuzi, którym najbardziej zależało na wspólnej walucie, chcieli mieć swojego człowieka, Niemcy, najbardziej dbający o siłę pieniądza – swojego. Ostatecznie wybrano Holendra na kadencję 4-letnią, choć umowa była, że kadencje potrwają 8 lat. Kadencję 8-letnią odsłużył dopiero Trichet.

Kryzys strefy euro

Przed największym wyzwaniem stanął obecny prezes EBC Mario Draghi. Musiał się zmierzyć z kryzysem strefy euro, który wybuchł w końcówce kadencji jego poprzednika. Przez długi czas istniało ryzyko rozpadu Unii Gospodarczej i Walutowej. Paradoksalnie – największe zagrożenie stanowiła sytuacja w rodzinnym kraju Draghi’ego.  Wprawdzie Włochy – inaczej niż Grecja, Irlandia, Portugalia i Hiszpania – nie skorzystały z europejskiej pomocy by ratować się przed niewypłacalnością, ale ich dług wynoszący 2,23 bln euro, jest największy w UE, a jego obsługa w 2012 roku kosztowała ponad 5% PKB. Rentowność włoskich obligacji, którymi państwo finansuje swoje potrzeby sięgała w końcu 2011 roku 7% i inwestorzy zastanawiali się, jak długo jeszcze trzecia gospodarka strefy euro będzie w stanie spłacać długi.

Na pomoc Włochom

Na początku swej kadencji Draghi przyrzekł, że „zrobi wszystko co trzeba, by uratować strefę euro”. Spekulanci na rynku obligacji odczytali to jako zapowiedź podjęcia działań nadzwyczajnych przez EBC. I rzeczywiście, bank najpierw przeprowadził operacje LTRO, polegające na udzielaniu bankom komercyjnym tanich pożyczek, za które kupowane były obligacje skarbowe, a od początku 2015 roku sam zaczął planowo kupować obligacje. Rentowność obligacji, która przed kryzysem 2008 roku i przed podjęciem nadzwyczajnych działań przez banki centralne wynosiła 3-4%, spadła poniżej 1%.

Ale angażowanie się w ratunek dla strefy euro oznaczało jednocześnie utratę niezależności przez EBC i wikłanie się w coraz bardziej skomplikowane gry polityczne. Jest w tym paradoks – Draghi, ratując Włochy przed bankructwem zachęcił swych rodaków do głosowania na populistów. Uznali, że prezes EBC trzyma nad nimi parasol, więc nic złego stać się nie może.